poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Własność

To jest ukryte w oczach, uśmiechu, w każdym geście... Zdecydowanie nie sposób tego ukryć, nie sposób wyrzec się tego, co buduje każdy nowy dzień, dobry dzień. I nie sposób opisać za pomocą kilku prostych słów oszałamiającej struktury wewnętrznego spokoju, który pozwala zapomnieć o rozterkach codzienności, o nieporozumieniach czy brakach. Nie potrzeba żadnych substytutów - wszystko jest tu, obok. Wieczór ani poranek już nie przeraża jak kiedyś, nie przeraża samotny spacer nawet, gdy idę tylko przed siebie. Piękny Anioł zesłał z góry cały niezbędny asortyment, trzymam go mocno i cieszę się, że jest mój. Zawsze chciałam mieć coś `mojego. Dziś? Dziś mam Wszystko. Dziękuję.

wtorek, 20 sierpnia 2013

Jutro? W końcu - już czas ale czy to dobry czas?
Zamknąć oczy i zapomnieć. Mocno. Ulecieć z siebie odrobinę i
wiedzieć, że tak, tak, tak!
Ale ja nie wiem, Boże. Bo co jeśli inaczej, gorzej, źle?
Ech.


Mimo wszystko.

piątek, 9 sierpnia 2013

A Place Called You

Każdy ma takie miejsce, gdzie oddycha mu się lżej.
Emma Stevens - A Place Called You
Nic nie ciąży, nie przytłacza.
Wszystko unosi wyżej, wyżej i wyżej!
Delikatny kwiat róży i czuły szept.
I ciepło czułe, przejmujące, łagodne.
I gwałtowne, szalone, radosne, biegnące.
Do celu.
Gdzie cel? Jaki cel? Po co cel?
Och, Mój Cel.


poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Stale zmienny

Letni wiatr płynie w przestworzach wciąż tak samo i
Bladożółty wolny kwiat nie zmienił swojego zapachu
Roznosi swą delikatną i przejrzystą woń po bezdrożach
Od wielu ludzkich lat niczego nie chce zmienić
Wdycham smak wiatru i dotyk nadzwyczajnego zapachu
I czuję przez chwilę powierzchowną jasność dobra
Przez chwilę rozjaśnia się moje oko na świat
Przez chwilę jest właśnie tak cudownie o tak
Później listek spóźnionych słów szorstkością gładzi
Zrozpaczoną twarz spod omdlałej pajęczyny dat
Przyćmiewa przed chwilą obecny tuż obok blask
Zdaje się odchodzić zbliżać na powrót igrać i grać
A ja siedzę podatna jak kora zmurszałej brzozy
Na bezwzględny upływ czasu krótkich ludzkich lat
Chcę odwrócić wzrok by przemilczeć przeczekać
Ale z uporem nie pozwala mi zniewolony Pan-Brat

niedziela, 4 sierpnia 2013

Kolejny sen o tym samym

W jej głowie kolejny raz powstał ten sam sen - ani dobry, ani zły, po prostu zwykły sen, w roli głównej z Nim. Zaczęło się tak, jak zazwyczaj kończą się bajki, czyli szczęśliwie. Szczęście przenikało bezkresną paletą uśmiechniętych barw przez każdy przedmiot, po który sięgała, oświecało jej drogę ciemną nocą i swym łaskotaniem rano budziło pełną energii do zdobycia kolejnych celów, a mierzyła wysoko. Była tak radosna, bo miała coś, czego nikt nie mógł jej odebrać. Jedyne co straciła to pamięć, bo jak się kocha - to bez pamięci. Miała w sercu magię, która dużo namieszała w jej życiu. Zmieniła niemalże wszystko w ciągu kilku krótkich chwil - przez kilka krótkich spojrzeń, które stały się solą każdego kolejnego dnia. Wierzyła, że będzie tak już zawsze, bo takiego uczucia nie może zniszczyć nic, oprócz jego braku, a ono było tak blisko, blisko. Czuła je w sobie, na sobie, wszędzie. Była pewna jak jeszcze nigdy, nigdy niczego. Bez żadnych zahamowań upijała się słońcem, tańczyła z tęczą i padała w ramiona pięknej Wenus do dnia, kiedy wszystko legło w gruzach i musiała dowiedzieć się, że ten, który mówił, że największą sztuką jest wybaczyć, kłamał. Największą sztuką jest ponownie zaufać, kiedy On obiecywał, że nigdy nie zrani, a robił to notorycznie każdego dnia. Czuła się jak w jakiejś nieszczęsnej fatamorganie, widziała niestworzone obrazy, widziała Go tam, gdzie nie powinien być i wtedy pomyślała, że ideałem byłby ten, który mógłby być wszędzie, ale wolałby być przy niej zawsze i bezwzględnie. Podobno jeśli boli, kiedy się z kimś kłócisz, to znaczy, że Ci zależy - ona zginała się z bólu. Patrzyła i czuła jak bardzo Go nie ma. Czekanie na znak życia z telefonem w ręce, doprowadzało ją do obłędu. Już nie wiedziała, co jest czarne, co białe, nie wiedziała, co jest szczęściem, co złem. Wszystko zlało się w jednym grymasie bólu. I kiedy szła przez pustkowie całkowicie zrezygnowana, otworzyła oczy, by przekonać się, że to znowu był tylko sen. Nie była pewna czy miał uświadomić jej, że straconą jest każda chwila, której nie wypełnia miłość, ale od tamtej pory jest o tym przekonana. Wie, że nic nie zastąpi nawet odrobiny tej magii utkwionej gdzieś w sercu.

sobota, 3 sierpnia 2013

Wczoraj, dziś... jutro (?)

Czasem przychodzi taki dzień, kiedy trzeba złożyć broń u stóp i się poddać. Czasem po prostu nie da się iść prosto z dumnie uniesioną głową i bijącą z oczu pewnością. Czasem trzeba się poddać i ujawnić swoją bezbronność... Tak bardzo tego nie lubię, tak bardzo nie lubię momentu, kiedy ogarnia mnie bezsilność i zwątpienie, zwątpienie bezkresne i wszechwładne. Nigdy nie chciałam zgodzić się z tym wyświechtanym stwierdzeniem, że im wyżej wzlatujemy, tym niżej później upadamy, ale najwidoczniej los chciał, żebym mogła się o tym przekonać osobiście. Najgorsze jest to, że nie umiem sobie z tym poradzić, nie umiem tego rozwiązać, boję się rozwiązania. Boję się prawdy, bo jeśli jest urzeczywistnieniem moich najgorszych koszmarów? Dziś nie wyobrażam sobie, że moje życie mogłoby wyglądać inaczej. Nie chcę zmian. Nie potrzebuję ich. Chciałabym tak najzwyczajniej w świecie być szczęśliwą na co dzień. Bez wahań, wątpliwości, ciągłego zastanawiania  i doszukiwania się przysłowiowej dziury w całym. Chciałabym czuć tak, jak niespełna miesiąc temu, kiedy cieszyło mnie wszystko, bo byłam pewna, że to ma sens. Słodka beztroska i bezwarunkowy uśmiech na każdym kroku to to, za czym tęsknię najbardziej. Przez pewien czas wmawiałam sobie, że to ja jestem problemem, że to, co złe jest we mnie i muszę się tego pozbyć, żeby w końcu było dobrze. Nic z tego nie wynikło, problem został, tylko ja byłam coraz bardziej nieszczera wobec siebie, po prostu nieszczęśliwa. Teraz silę się na szczerość, która też nie przynosi niczego dobrego. Co z tego, że mówię, krzyczę całą sobą, kiedy nikogo i tak to nie obchodzi? Nie przywykłam do proszenia kogokolwiek o cokolwiek, a już na pewno nie o zainteresowanie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam się tak nieważna, niepotrzebna. Jak stary mebel, który jest, bo jest, gdyby go nie było, niczego by to nie zmieniło, może nawet byłoby lepiej, kto wie? Już dawno nie czułam się tak opuszczona na środku zburzonego oceanu, na dodatek w przeciekającym statku! Cała załoga odeszła, nawet kapitan, który miał być zawsze, odszedł poza obręb zasięgu moich myśli. I co mam zrobić, co? Tonę! Uratujesz? Proszę...

piątek, 2 sierpnia 2013

Animam debeo

Wiem tylko tyle że czas pędzi zawrotne
I w swoich trybach zniewolil uwięził w niewidzialnej klatce
I to co niepokonanym okrzyknięto pokonanym
Się stało
Dziękuję dziś za tę naszą wolę walki
Za niechęć nieziemskiego umierania
Za tamte chwile przy symfonii wprost z dusz głębokości
I ostatnią tęczę którą złożyłeś mi do stóp
(Sobie podziękuje później ale równie szczodrze i szczerze)
Życzenie tylko jedno zostało
...
Niech to co zaistniało pozostanie trwałe
Trwalsze nawet niż te słowa na przybrudzonym papierze

Stedowanie

Zmierzanie obarcza każdego odpowiedzialnością niezłomną. Obierając azymut, musi zostać on niezmiennym jak wypada rzeczom martwym. Tylko co z tymi mniej martwymi  a wręcz żywymi? Sprawa staje się nieco bardziej skomplikowana. Zmierzanie obarcza każdego odpowiedzialnością niezłomną – bezwzględnie, ale tu podmiot sprawy musi pozostać niezmiennym w swej zmienności. Brylując w towarzystwie filozoficznych mniemań i poglądów, wybiera najstosowniejsze z nich w ściśle spersonalizowany sposób. Niemożliwym wydaje się prowadzenie sensownej polemiki tyczącej się podziału owych kategorii więc może należałoby pozostawić badaną materię niezgłębioną. Przytoczyć mogę jedynie w ramach dygresji obraz rzeczywistości naokolnej, którego puenta interpretacyjna jest nieco zaskakująca. Człowiek z natury jest istotą społeczną, która namiętnie oddaje się manewrom na polu towarzyskich bankietów, wszelkiego rodzaju imprez czy tak zwanych kolokwialnie, wręcz grubiańsko – posiadów. Człowiek z natury potrzebuje człowieka do szczęścia, odrobiny zainteresowania, odrobiny pogłaskania i niebiernego kochania. Aczkolwiek do pełnej witalności potrzebuje człowiek równorzędnie odrobiny… samotności! Przed wiekami upajano się nią w pobliskim lesie czy łące bądź innym niezagraryzowanym terenie, gdzie stopa ludzka stąpała stosunkowo nieczęsto. Dziś? O ironio, drzemie a nawet czuwa w przeludnionym bruku wielkich miast. Upodobała sobie bardzo wielomilionowe metropolie i szerzy się jak niegdyś przerażająca w swej skuteczności dżuma. Kto wie, która z dolegliwości u kresu ziemskich dni poniesie klęskę, a która odniesie niebagatelny triumf. Ale dziś nie o tym mowa. Śmierć, apokalipsę i temu pokrewne słowo-wyrazy odkładam na później. Nie spieszy mi się. A więc meritum, będące niezwykle istotną złotą radą, brzmi następująco : samotności szukaj w tłumie! I nie martw się przewidywaniami meteorologów, że ludzi będzie jeszcze więcej – zawsze znajdziesz swój skrawek podłogi, nawet jeśli utworzony na skroni siostry czy brata. Zawsze pozostanie Ci możność osiągnięcia iluzorycznego szczęścia, tylko pamiętaj i nie wahaj się w chwili ostatecznej powiedzieć , że byłeś zmienny w swej niezmienności. O tej może pomyślę kolejnej nocy, teraz Mrok. Zmienność i Ja.