Dlaczego nie jest tak codziennie? Dlaczego nie zawsze budzi mnie
czuły promień słońca przez delikatne głaskanie po policzku? To od razu nastraja
mnie pozytywnie i nawet sobotnia pobudka o 8:30 jest czymś wręcz miłym, i motywującym
do natychmiastowego zabrania się do żmudnych prac codzienności, które chyba
przez to muśnięcie słońca przemieniają się z męczącego obowiązku w satysfakcjonujące
drobne przyjemności. Wtedy nawet zwykłe unoszenie się kurzu w powietrzu ma
miarę symfonicznego spektaklu - choć przepełnionego błogą ciszą. I tak
przyjemnie po tej nużąco-lekkiej pracy znaleźć odpoczynek w wygodnym fotelu i
filiżance aromatycznego cappuccino. Poczuć się tak doskonale i znowu móc zatracić
się w kontemplacji uroków naszej ziemskiej wędrówki. I chyba właśnie w tym
momencie popełniłam błąd, bo mój cały świat runął tak, jak domek z kart.
Przypomniałam sobie wszystko, czego nie chciałabym pamiętać.
Przypomniał mi się ten okrutny widok - ten obraz złączonych dłoni, który zaledwie
kilka dni temu po raz pierwszy przyprawił mnie o palpitacje serca. Momentalnie
w mojej głowie odtworzył się identyczny obraz sprzed roku, który chyba też
spowodował pewien ból, ale nie był tak dobitny, tak silny, tak paraliżujący i
obezwładniający. I wszystko byłoby w porządku, gdybym mogła się od niego
uwolnić, ale on mi na to nie pozwala! Podąża za mną krok w krok, z rzadka
zostając na krótką chwilę w tyle, czasem wyprzedzając, ale najczęściej
podążając dokładnie ramię w ramię ze mną. Wydaje się być najlepszym
przyjacielem, bo ciągle mi towarzyszy – gdy jest źle i nieco lepiej, podaje mi
dłoń, gdy upadam, ale chyba tylko po to, by móc zadawać jeszcze więcej ciosów
prosto w twarz. I prowadzi moje ociężałe nogi prosto do przyczyny, by odebrać
oddech, przyspieszyć puls do ponadludzkiej normy, obudzić demony jamy
brzusznej, by rozrywały ją od środka, którym nie dają już rady nawet moje
zdegenerowane mięśnie w akcie obrony naprężające się do granic możliwości,
sprawiając niemiłosierny ból, przyprawiając o drżenie. Ale nie widzę sposobu.
Nie widzę wyjścia. Nie widzę światła. Nie widzę nadziei. Nie widzę jutra. Nie
widzę siebie. Nie widzę szczęścia. Nie widzę siebie bez Ciebie.