Uwielbiałam zachody słońca, ten powolnie narastający mrok,
który nieraz skłaniał mnie do snucia refleksji dotyczących uroków naszej ziemskiej
wędrówki. Nie bez powodu użyłam czasu przeszłego – tak bardzo uwielbiałam to,
co dziś jest dla mnie męką. Męką wywoływaną miliardem maleńkich szpileczek
wbijanych z czułością prosto w najwrażliwsze miejsca pomiędzy jednym a drugim
żebrem. Ból ten budzi się we mnie właśnie z nadejściem pani ciemności, którą
tak potocznie zwiemy nocą. Wtedy budzą się okrutne demony, które szepczą do
ucha słodkie słówka, a ja za każdym razem im ulegam. Wierzę w ich dobre chęci i
w to, że naprawdę są w stanie spełnić me najskrytsze marzenia. A o czym marzę?
Właśnie! Od pewnego czasu moim jedynym prawdziwym pragnieniem jest koszula w biało-granatową
kratkę. Nie mam pojęcia co mnie w niej tak ostatnimi czasy urzekło, bo przecież
to niezbyt wyszukany motyw, który powtarza się w modowych trendach dość
regularnie, co kilka sezonów, pomiędzy koronkowym szałem a aramantową nutą
filuterności w kolorze apaszek. Jednakże wracając do meritum zauważyłam, że
nawet mój puls przyjmuje zawrotne tempo, a serce niemalże wyskakuje z ciasnych
więzów utrzymujących je w sąsiedztwie mojej lewej piersi, kiedy przed oczami
mignie mi chociażby cień owej uroczej kraty. Osobiście nie jestem w stanie
pojąć tych emocji, bo to wydaje się być czystym irracjonalizmem, a przy moim
umiłowaniu do łacińskiego `ratio prawdopodobieństwo zrezygnowania z jego
wskazówek jest bliskie, a być może pokuszę się o stwierdzenie – równe liczbie
zero.
Z kolei abstrahując od tematu, to czym jest w ogóle to zero?
Czteroipółletnia Natalka powie, że zero to nic, piętnastoletnia Ania powie, że
zero to liczba, a trzydziestopięcioletnia Joanna, będąca nauczycielką
matematyki, wyjaśni, że jest to element neutralny dodawania, a także
najmniejsza liczba nieujemna. Definicje te są z pozoru bardzo rozbieżne, ale
płynący z nich sens jest jak dla mnie taki sam, a precyzując – najczytelniejsza
i najtrafniejsza jak dla mnie jest odpowiedź Natalki... Nic.Nic.Nic. To czym jest
ta nicość? Dziś odczuwam ją w postaci ledwo żarzącej się iskierki, która
samotnie w maleńkim świeczniku ostatkiem sił chwyta knot, który ktoś
nieopatrznie nasączył pomarańczowym aromatem, choć wcześniej zawierał w sobie
nutkę słodkiej wanilii. I choć ta maleńka, samotna iskierka walczy resztką sił,
to w końcu ogarnia ją bezsens, powiedziałabym, że taka dość ponura
autorefleksja. Bo nic nie trwa wiecznie, gdy źródło nie jest w stanie zaspokoić podstawowych potrzeb - przede wszystkim w sferze emocjonalnej. Nawet bezgraniczna miłość do wspomnianej wcześniej kraty znajdzie swój kres, bo jest to dość jednostronne uczucie, a brak wzajemności to jedna z najokrutniejszych form maleńkiego kata, który w wyrafinowany sposób odbiera radość, nadzieję, wiarę... Bez zbędnej kurtuazji odbiera wszystko.
i tak brnę w to dalej, bo inaczej się nie da. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz