piątek, 31 stycznia 2014

Conga

Tylko tyle pozostało mi ze stu czterdziestu pięciu dni
Które zmarły w męczarniach okrutnych istny holocaust
Ta plama która nigdy nie zniknie uwiera bo nie miało
Jej być tu nigdy, nigdy, nigdy!
Jak drzewo pięknie rozkwitłe tak i ja byłabym
Bezbronna
Gdyby plamy nie przykryć chcieć zniszczyć i niszczyć
------------------------------------------------------
Chodź pokażę Ci jak funkcjonują moje sny
Tyle tu wszystkiego! a tak naprawdę
Tylko historia jedna z wielu tak powtarzalna
Tak oczywista tak dżdżysta
Ale dla mnie - jest taka moja - intymna

moje Słońce moje Lśnienie moje Końce moje Tchnienie
moje Poznawanie moje Rozczarowanie moje Powstawanie
moje Milczenie moje Zauroczenie moje Spojrzenie moje Marzenie
moje Wakacje moje Racje moje Pocałunki moje Trunki
moje Uśmiechanie moje Igranie moje Tęsknienie moje Spełnienie
moje Spotkanie moje Oczarowanie moje Tańczenie moje Pragnienie
moje Zwątpienie moje Istnienie moje Walczenie moje Zbawienie

poznaniesmakugoryczyimiodusłodyczytowszystkocokapiecodniainiepozwalaspokojnieusnąćkiedymyślizabójczetotemyślikażąmiwracaćtamgdziedawnoniechcębyćimarzyćotymczegoniepowinnamchciećaletojestemcałaja

no ba!


środa, 29 stycznia 2014

Czy ukradłeś moje imię?

Kiedy słońce zachodzi to dzień wcale się nie kończy i nadal żyjesz - nawet w surrealistycznym śnie. To się nigdy nie kończy. Zapytam tak tylko: Słyszałeś deszcz? Widziałeś pioruny? Bo to znak. To znak, że żyjesz. Ciche stąpanie po kroplach latem daje siłę, wiesz? By trwać i przetrwać. Natrafił się niezły surwiwal, ale opoka. Jeszcze wszystko, co teraz kruszy się i rozpada, zrośnie się, zintegruje jak wtedy, gdy spadały gwiazdy i każdy miał tak ogromne marzenia. Niedorzeczności plecione! Lista artefaktów wydłuża się niemiłosiernie i nic. Filtr otoczenia zalepił się zbędnymi resztkami i już nie chce więcej chłonąć jak gąbka zepsuta, zdemoralizowana; aspołeczne anti-sacrum. A tam Lucyfer! Szarmancki i to jak! Ale to nie on rozrywa łańcuchy, zerwane już szczękają w otwartej bramie samotnie. I one nie zatrzymają tego, co nie da się zatrzymać.
O, utkwiony na szczycie Parnasu Apollinie!

wtorek, 28 stycznia 2014

Urwane w pół przepaści

Początki bywają rożne. Czasem trudne, czasem łatwe et cetera, ale jedno jest niezmienne - ten impet, brak ostrzeżenia. Poznaję to po jednym równie zaskakującym odczuciu - jakbym stała nad przepaścią. Banał. Stoję sobie elegancko w małej czarnej i nieziemskich szpilkach, i tylko tak sobie patrzę. Co widzę? Nie wiem. Za każdym razem coś innego i nigdy do końca stałego. Pamiętam jak dziś, kiedy czerwono-czarny żar próbował mnie dosięgnąć i spalał mnie częściami, a ja nawet nie próbowałam uciec. Było mi zimno, żar ogrzewał mimo wszystko. Ale to tylko zamknięty rozdział w mojej biografii. Z czasem pojawiły się tam chmurki lekkie, puszyste, ale nadto figlarne. Zawsze wycinały mi jakieś numery, zero ogłady i moralności, dziś tak to oceniam. W pewnym momencie po prostu znikły i widziałam dosłownie wszystko. Głazy, meteoryty, gwiazdy, trawę, tęczę, płomienie, planety, pustynię, ogrody, statuy i pustkę. Chyba najwięcej było tego ostatniego w ponurej sepii. Też odeszło i co innego przyszło. No właśnie - z tym mam największy problem.
Jakby ktoś wylał farby w przepaść. Ale nie takie matowe, bezbarwne. Takie jasne, jasne, jasne! Wszystko w sobie posiadające, oniemiające, czyste, nieskazitelne i zbyt mi bliskie od początku. Tak sobie popatrzyłam nonszalancko i z ironią w lewym oku - to tylko tyci, tyci epizodzik! Bobasek taki kochany! A on się rozrósł, skubany. I te barwy spadają sobie szalone parami! Rozumiecie?! P a r a m i. Nie uwierzyłabym, gdybym nie zobaczyła. Powiem więcej - one spadają c h m u r a m i. I to nie takimi zwykłymi, jasnoniebieskimi jak te z nieba. One są bardziej... nieokreślone, bez kształtu i barwy jednoznacznej. Emanują ślicznotki! A ja obok nich... Stoję nad przepaścią. Banał. Ale to dobra przepaść. Moja przepaść, moja jak nic innego. Chcę tylko czuć, że ma
___________________________________________________________________________________

(Where is the end?!)

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Mosty i z nich skakanie

Mogłabym skoczyć z mostu i nie umiem tego uzasadnić, tak czuję. Nie, to żaden masochizm, nic z werterowskiej rozpaczy i chęci heroicznego uśmiercenia własnego jestestwa. Nic z tych rzeczy. Chciałabym skoczyć, ale tak odwracalnie, jednorazowo i bez większych konsekwencji. Jedynie, by poczuć wiatr we włosach (i nie tylko), poczuć dreszczyk gdzieś w środku stopy, poczuć odmienność sytuacji. Ta ostatnioczasowa monotonia mnie zabija i nie hiperbolizuję ani ciut-ciut. Po prostu kręcą mnie niespodzianki, spontaniczne akcje, reakcje i wszystkie nagłe zwroty, obroty, i to, o czym nie wiem. Chcę zacząć grać vabank i wirować! Kurczaczki. I tutaj jednak zastanowiłabym się sama dla siebie jeszcze chociaż z trzy razy, bo mam pewne wątpliwości, a mianowicie: wirowanie jest dla mnie zbyt dobre. I nie neguję swojej osobistycznej wartości, broń Panie Boże. Po prostu czasem aspiruję mimo wszystko zbyt przestwornie, niedosięgalnie i nienamacalnie, a to nie wróży pomyślnie. Nota bene - nie chodzi o chęć posiadania wszystkiego bądź nawet drogocennego w kwestiach finansów. Ociera się lekko o kongenialną uczuciowość. Nie jestem pewna, czy dobrze to określam, to dla mnie zbyt świeże i niewczorajsze, by wysilić narratora trzecioosobowego wszechwiedzącego w sobie. On dziś nie istnieje, zgubił go nadmierny wręcz subiektywizm, zgubny wręcz. Jestem zbyt percepcyjna i osobista. Nieprawdaż? Za dużo tu analityki i syntetyki jednocześnie! Ten upór w staraniu się nie uleganiu presji, innych sugestii wygrał, bo tak miało być. Zaraz, miało być przecież o wirowaniu! Może powiem od początku choć to będzie jakby przeciągnięte i nużące po pas, a więc - pierwszy raz był dawno, dawno, dawno temu, że nawet nie pamiętam, w której dokładnie dekadzie. Prawdę powiedziawszy nawet nie wiem o czym mówię więc zaktualizujmy i uznajmy, że to było całkiem niedawno (chociaż z punktu widzenia teorii niepierwszorazowo), ale bezbłędnie, jakże obłędnie! Wywarło to na mnie taaakie wrażenie, że do dziś widzę fireworks przed oczyma zielonymi (takie mam!). I nie takie zwykłe sylwestrowe - odpałowe, takie słodko świecące, takie z gracją się poruszające, takie... takie ładne! O! Cud, miód, malińcia i szał ciał, wszystko na raz. Istna kumulacja wszechpiękna wycelowanego w moje gabaryty dość nieskromne. I cieszyłam się jak głupia jakaś chociaż nie dałam po sobie poznać, bo wtedy jeszcze się bałam. Teraz chcę skakać i się nie boję.
Bez kropki nad i & Stedowanie part3

Luksus w środku

Zaczynam marzyć o tym, że kiedyś to się spełni. Najpierw poznam smak prawdziwej nierealności, by móc znaleźć tam bezwzględne dopełnienie. Nie ma w tym niczego naiwnego, choć i tak pewnie nazwiesz mnie idealistką. Nie zmienię tego. Śniłam o tym wielokrotnie, ale nigdy w tej samej postaci. Za każdym razem był jakiś element dezorientujący, początkowo niepasujący, sprzeczny, nie mój. I to chyba podstawowy problem, że trzeba osiągnąć więcej swojskości, bliskości, niewyobrażalnej zależności od cudzego oddechu. To też nie wyraża pełni oczekiwań, bo gdzie ten cudzy oddech? Nie ma, no właśnie. Nigdy nie będzie, po rozwiązaniu problemu nic nie będzie cudze a współmierne, współdzielne, współdobre, po prostu wspólne. Niby czar powoli pryska na wsze strony, ale czy aby na pewno ginie w niewidzialnej przestrzeni? Ja patrzę i widzę. Niebywałe! To tylko jakiś niewyraźnie rysujący się kontur przeciętnej postaci, nic nadzwyczajnego. Czarno-białe obrazy zaciemniają się z każdym jej krokiem, ale to krok w moją stronę a im bliżej, tym mniej. Do czasu. Wystarczy przekroczyć kilka granic bez strefy Schengen. Tak, to zdecydowanie utrudnia sprawę. Nie wystarczy piękna twarz i błękitne oczy, nie wystarczy bogata przeszłość i aplauz tłumu. Tu chodzi o coś zbyt intymnie spersonalizowanego, by ot tak o tym mówić. Zresztą nie można uogólniać, to nie zda egzaminu, nie tutaj. Czy kiedy patrzysz w oczy drugiej osoby za każdym razem widzisz to samo? Kontur zostaje ten sam, ale to szczegóły zawsze przeważają szalę zwycięstw i nie tylko. Czy oczy te za każdym razem są jasne lub ciemne? Radosne lub smutne? Pewne lub niewinne? Zazdrosne lub współczujące? Ciepłe lub lodowate? Wszystko to jest na plus, dopóki nie spotkasz się z bezbarwnością. Jeśli patrzysz na kogoś i nie widzisz w jego oczach nic, to odpuść sobie.  Nie jesteście warci swoich spojrzeń nawet jeśli to tylko gra. Mówisz - życie jest grą, bierzmy karty z każdej talii, zawsze może się przydać. Ja odpowiem - kolekcjonerstwo laika jest ubogie chociaż pokaźne rozmiarowo. Ja wolę kolekcje typu "exclusive". Gdyby nie chodziło o Ciebie dodałabym - zmień obiekt.

sobota, 25 stycznia 2014

T. . .a

Nie znam zasad funkcjonowania tej
Ludzkiej machiny bez serc i bez
Twarzy (które skrywa się za woalką)

Oni biorą znieczulacze ale
Ale hola
Tylko doraźnie!

Nie wmówisz mi już raczej że to nie
Fikcja bo zbyt długo przesiaduję
Zatrzaśnięta między tymi którzy są
Nie do końca tacy sami

ZGUBIŁAM TO CO ZNALAZŁAM
W OCZACH

Nie lubię takiej ironii i chcę tupnąć
Wielką stopą żeby to się w końcu
Raz na zawsze rozpadło

-Przecież tego nie chcesz
-To prawda

Dlaczego tu jesteśmy?


Ciii, to nie sekret!

To ma wydźwięk jak stary film w nowym kinie (albo odwrotnie), ale nie czas się nad tym rozwodzić. Przyłapali mnie na myśleniu - no masz ci los! Powinni zrozumieć, że każdy ma swoje sekrety, tajemnice, które mogą ujrzeć światło dzienne tylko w samotnej ciemności. Prawdziwy człowiek zawsze pozostaje nie do końca odkrytą kartą, jedną jedyną w całej talii. Czasem mówimy: "Wiem o Tobie wszystko!", "Znam Cię na wylot!", "Chyba niczym mnie nie zaskoczysz!". Serio? Wiedzą o nas tyle, na ile damy się poznać. Jesteśmy otwarci na tyle, na ile czujemy się akceptowani i ważni. Co jeśli obnażymy się metafizycznie i trzeba będzie znowu się ubierać? Bez pomocy? To nie tak jak z cielesnością. To nie tak, że zawsze można się ukryć i schować wnętrze. Jeśli nie patrzysz na to, co oni myślą, to dlaczego nie mówisz tego, co myślisz? Nagość marzeń jest zarezerwowana, pamiętaj. Marzenia są tym, kim jesteś, a pokazują to słowa i nieważne o czym mówisz. Ważne, czy masz odwagę patrzeć głęboko w oczy, czy potrafisz otworzyć się na tyle, by pokazać emocje, pasję, wykazać zaangażowanie. Bez granic. (A jak już to przeskoczyć!) Potrafisz? Ja na przykład nie wiem, czy to takie łatwe i paradoksalne... Może całe sedno tkwi w tym, że to nie może być przypadkowy rozmówca? Może chodzi o nić jedwabną, giętką i ciągłą? Tak mniemam, z autopsji.
Nie zmienia to faktu, iż każdy z nas ma sekret. Najważniejsze, żeby zdradzić go własnej duszy, bo inaczej męczy. Jeśli mała śnieżynka wiruje na wietrze, to cieszy Cię tylko wtedy, gdy masz ku temu powód. Nawet jeśli to tylko gorąca kawa z mlekiem i cukrem trzcinowym o poranku...!
***************************************************************************************************************************************
Nawet jeśli to tylko małe urocze Marzenie... Tak. Marzenie. No,  może nie do końca małe, ale jakże urocze!

piątek, 24 stycznia 2014

Re-fra-k-cja

Mogłabym mówić godzinami jak wiele się zmienia non stop - bez stopu. Nie uwierzyłbyś, że wszystko jest tak niedorzeczne. Dla mnie to jak karuzela bez hamulca. I dobrze, nie chcę jej zatrzymać. Dasz wiarę?
_________________________________________________________________________________
Lubię cyfry. Są takie rzeczowe, gładkie i bezwzględne. Wydają się swobodne i poukładane jednocześnie. Wariacje na poziomie hard - rozszyfruj mnie.
_________________________________________________________________________________
Stworzyłam w swoim umyślę tęczę. Każdy kolor to niby-szczeble. Umieściłam na nich kilka z moich zalet bądź wad. Zielonego jesteś wart!
_________________________________________________________________________________
Mam kilka osobistych spraw, o których głośno milczę. Popatrz w moje oczy i dowiedz się, o co tak naprawdę mi chodzi. W tej grze nie ma nic do ugrania.
_________________________________________________________________________________
Dodałam się do... Boże, pasuję! Poczekaj, poczekaj - to nie pomyłka? Oszalałej szarości przyćmił wątłej niepewności `blask...
________________________________________________________________________________
Jeśli mam być doradcą to słuchaj: powiedz jej, że jest piękna i wspaniała, pokaż jej wszystko to, czego tak po prostu nie dostrzega.
________________________________________________________________________________
Wiesz, że kilka godzin może stłamsić twarde ryzy codzienności? Nawet nikt nie musi umierać ani rodzić się. Pozornie nie musi zdarzyć się nic. Powtórzę kolejny raz - "Dwa spojrzenia...".
________________________________________________________________________________
Jeszcze nie widziałam tego zdjęcia, ale wiem, że jest moim ulubionym. Tkwi tak niedorzecznie w urojonym świecie. Widziałam tylko podpis. Królowa Życia i Król.
_________________________________________________________________________________
Ten bal nie skończył się o czasie. I nie wiem, czy  było za wcześnie, czy za późno, na pewno nie właściwie choć irytująco poprawnie. Nie mogę powiedzieć złego słowa. Jak skrytykować ideał?
_________________________________________________________________________________
Pomidory zimą są trucizną, podobnie bywa z uczuciami. Mylą, bo boją się zimna. Chcą się przytulać bez konsekwencji, kiedy to nieprawda. Jeśli przytulisz uczucie nawet bez dotyku - jest Twoje na zawsze.
_________________________________________________________________________________
Patrzysz z bliska, ale widzisz najmniej. Weź Mój Świat na swoje barki, nie martw się, tylko na chwilę. Słodkie to wszystko!

Pewnie do nie końca

Złapana w pajęcze sieci, które sama uprzędłam. W tej chwili to bez sensu, tak bardzo. Wiem, że wspomnienia należy szanować, ale przez chwilę chciałabym nimi żyć, zmienić je ociupinkę i być już o krok do przodu. Wszystko zmierza do tego, żeby się cofnąć i jakby przenika przez moje palce bezwiedne, ot tak. Ta droga nie ma odwrotu, bo nie. Nie umiem się uwięzić (nawet ja!). Mogłabym zaprzeczać miliardkrotnie jak już nie raz, by za jakiś czas musieć uwierzyć, a ja nie lubię musieć.
To jest tak beznadziejne, że aż magiczne. Tak niedorzeczne, że aż banalne. Tak silne, że aż... trzyma mnie za serce i umysł. Chyba nie umiałabym tego wymówić głośno, bronię się ze wszystkich sił, ale jakoś marnie mi to wychodzi. Minęło kilka dni i tym sposobem pokazuję moją miłość. Tym, że je przetrwałam pokornie, ale nie bez poczucia niewysłowionej ciasnej przestrzeni przeciwieństw. Czy, głupia, muszę wierzyć w przeznaczenie, muszę?! O, jak łatwo byłoby nie...
Wrócić do mieszkania, położyć klucze na stole, zdjąć bluzkę i spodnie, położyć się i bezceremonialnie odpłynąć. Nie, to nie byłabym ja. Skądże znowu. Ja wracam i uśmiecham się, kładę klucze na stole, zdejmuję bluzkę i spodnie, włączam muzykę, która przypomina mi... i zapalam świeczki, bo... i kładę się w mojej iście książęcej pościeli. To nie koniec. Wtedy dopiero się zaczyna. Reminiscencja krótkobieżna. Widzę, czuję, dotykam, śmieję, rozmawiam, spoglądam, milczę, odchodzę, płaczę, wracam, spotykam, odkładam, czerpię, zapominam, szukam, śpiewam, krzyczę, odnajduję. Wspominam i marzę. I tak bez końca. Widzę przez zamknięte powieki. Bardziej nie mogę i widzę Ciało. Widzę jak się miota w bezsilności i tylko tak bezczelnie patrzę. Zaciśnięte zęby mu nie pomogą, nawet powrót do tych chorych realiów nie może pomóc. To jak fatamorgana, ale wynikająca... w sumie bez żadnej istotnej przyczyny. Po prostu. Amok. Bo ja już nie wiem... Czy mogłabym? Myślisz...? Potrzebuję znaku, drogowskazu, czegokolwiek.
Byle był czytelny.
Błagam.

środa, 15 stycznia 2014

Nie mów zbyt głośno...

Cóż, nic nigdy nie jest tym samym
Zwłaszcza, że czas upływa
I czasem ten czas przegrywam
Sam wiesz
Ale przegrałam coś więcej i to
Też wiesz bo widać to w każdym kroku
Ruchu geście i słowie - może nie zawsze
Ale jednak przegrałam
Strach

Chyba minęło zbyt dużo czasu
By mieć pewność i nie bać się
Tylko dziś mam opokę niechwiejną
(mam nadzieję!) i piękną
Nie to co kiedyś ha!

*Minęło tak dużo czasu odkąd
Ostatnio widziałam Twój uśmiech


(*nie mówmy o tym głośno)

sobota, 11 stycznia 2014

Prawa na lewo

Nie wiem, czy mam prawo mówić o uczuciach. Wolność słowa i wszechobecna tolerancja jest bez znaczenia, tu chodzi o coś więcej. I nie chcę kolejny raz powtarzać, że jestem zła, to oczywiste, ale mimo to nie prowadzi do ostatecznego potępienia na tym świecie, już nie. Na dobrą sprawę nawet nie wiem, dlaczego robię z siebie tą złą - najgorszą, przecież staram się, staram się naprawdę. Staram się nie zabijać (to czasem takie trudne!), szanować, walczyć z nachalnymi szeptami tego Złego, nawet nie przeklinam, ale... mam pewną samoświadomość. Jest we mnie tyle samo jasnej aury metafizyczności, co ciężkości w nieprofesjonalnie użytych barwach smoky eye. Jest we mnie tyle samo delikatnej woni świeżo upieczonej szarlotki, co pustki. Jest we mnie tyle samo kokieteryjnej i pewnej siebie kobiety, co płaczącej z byle powodu czteroletniej dziewczynki (o, właśnie złamał mi się ulubiony ołówek...). Jest we mnie tyle samo niezmienności, co sprzeczności. W sumie nic nadzwyczajnego - kwintesencja cech płci pięknej.
Nie chciałabym obudzić się rano i zobaczyć przezroczystej powłoki, która umiera. I nie mówię tu o ciele, ono odchodzi stąd ostatnie. Większy brak zostaje, gdy ciało oddycha, ale nic poza tym. Jak można wierzyć, że zadowolenie bierze się z uleczenia? Ono jest efektem ubocznym. To walka gra główną rolę, to wygrana walka jest najznakomitszym maestro. Nie brak tu niczego, widzisz? Dlaczego nie chcesz widzieć? Zamknięte oczy pozwalają przetrwać burzę, ale nie huragan. Jak kropla wody w szklance i dobrze jest, bezpiecznie. Podchodzi kelner i pyta: "Może `dolewkę?"!
Nie istnieje wartość właściwa nie/mówienia, kiedy nadal... mówię?!

niedziela, 5 stycznia 2014

Wieloznaczna Mucha

po oknie przechadza się mucha
choć szczypie ją w stópki lekki
mróz jest jak pionek w nieznanej
grze i ślepo trochę po omacku
w nieznane mknie

to nie moim maleńkim światem
chcesz dzielić się jestem tylko
miejscem w którym utknęłaś
nieświadomie bo świadomie
to boleśnie jest

za oknem lekka cisza onie
śmiela jak nic co znasz i
nie pozwolę zaklasyfikować tej
indywiduum chociaż marna z niej
(lecz nią bez uchybień jest!)
belle epoque

sobota, 4 stycznia 2014

Kiedyś wszystko zwiędnie

Kwiaty już zwiędły. Nic nie powiesz? Nie będę robić scen, to nie ma sensu (a może powinnam to właśnie zrobić?). Nie wiem, sama nie wiem. O tej porze nie lubię wielkich przestrzeni, gubię się. Te dźwięki... Słyszę je tak wyraźnie jak wtedy w opuszczonym parku, pamiętasz? Było tak ciepło, chociaż listopadowe wieczory za takie nie uchodzą. Księżyc opromienił to, co niewidoczne i wtedy nie bałam się, naprawdę (byłam dzielna, nie możesz zaprzeczyć), ale on też w końcu zwiądł i nawet okruszka nie zostawił, bezczelny! Ten świt... On był straszny! Ja nie wiem jak to się stało, nie tak miało być przecież, zasłony to marna zasłona przed światem, teraz wiem, ale wtedy chciałam więcej. Dziś? Nie powiem Ci prawdy, przemilczę ten wątek, nie sądzę, byś chciał go znać. Wracając do meritum - to wtedy, tak - wtedy potknęłam się o te róże kolejny raz! One wyschły, zwiędły i nawet zaznajomiły z babinoletnim kurzem, a ja na nie wpadłam. Tylko kto tu wyszedł ogromną ręką, ha?! Jak zwykle...


_________________________________________________________________________________
Herbaciane róże sączą martwy blask.

Godzina dla imponderabilii

Jedna godzina może zmienić wszystko. Można ją też przespać i nie zrobić nic, nie zmienić nic i nadal trwonić cenny czas. Nie jest łatwo zdecydować się na krok w stronę bezdennej ciemności, ale może tylko tak można ujrzeć światło? Jedyne, co wiem to to, że nigdy i nigdzie nie może być za lekko, szczególnie jeśli jest się egoistą jak ja. I może to tylko i wyłącznie dlatego czasem jest tak ciężko?
Kiedy pada deszcz, to słyszę w nim marzenia, które chcę, muszę spełnić, bo są tą ożywiającą wodą, dającą siłę, by iść po krawędzi. Mogę iść bez końca, jeśli obiecasz, że to ma sens. Mogę zrobić wszystko tylko powiedz, że... Ale wtedy szum wzrasta, robi się niebezpiecznie, czasem tak lubię, ale to nie ta sytuacja. Chciałabym czuć się naprawdę bezpiecznie nawet, kiedy gromy z nieba odbijają się od moich stóp. Wiem, że nie mogłabym zwątpić, gdyby ten sam deszcz padał w tak odległobliskich światach. I to boli, że nie mogę mieć pewności czy są bardziej odległe, czy bliskie...(?!). Wątpliwości zabijają złoczyńców, oni mają przywilej bezbolesnej śmierci. Prosty człowiek czasem sam musi sprowokować ból, by móc przekonać się, czy jeszcze coś czuje. I wtedy przekonuje się, że deszcz, który miał ożywiać - pali. Pali rozognionym niespełnieniem i winą. Tak, niczym innym. Można rezygnować raz po raz i wracać coraz bardziej skaleczonym, ale nigdy pokonanym. Łzy znikają w deszczu, choć to nie one są oznaką słabości. Słabość to wyrzeczenie się siebie, kiedy kolana krwawią z nadmiernego obciążenia. Nie można rezygnować, nigdy.
Czuję się przepełniona złymi myślami. I nie chodzi tu o całokształt ich struktury, ale dynamikę. Są tak skrajne i odrzucone - każda opcja jest zła. Kochać/nienawidzić. Dziś chyba nie ma nic po środku. Można tylko kochać kogoś do utraty tchu i chcieć być jego deszczem, promieniem, drgnieniem... Albo kochać czysto, nieczysto, ciutciut, albo wcale (nienawiść pominę, nie chcę jej). Życie nie daje nam tego, czego chcemy, a my nie zawsze potrafimy po to sięgać mimo wszystko. Brak odwagi? Strach przed porażką? Zwątpienie? Niepewność? Odrzucenie boli, ale tylko raz. Wczoraj nie byłam pewna, ale dziś się zgadzam. Jedno wspomnienie kieruje ludzkim życiem, jedna sytuacja, jeden moment, jedna osoba... To naiwne, ale widzę to wyraźnie choć zdecydowanie bardziej wolałabym nie patrzeć. Każdy człowiek, który pojawia się w naszym życiu, w końcu znika. A efekt? Efektu może nie być, a może też być efekt nieskończony. Padłam ofiarą całopalną tego drugiego.
Nie, nie kłamałam. Nie umiałabym powiedzieć `lubię Cię, gdyby w sercu byłoby inaczej, a co dopiero kocham... Szanuję słowa, szanuję wspomnienia, szanuję wszystko, co zasługuje na szacunek, ale to wszystko. Dzisiejsze `lubię Cię może być wczorajszym `jesteś mi obojętny. Tak jak wyświechtane dziś słowa 'kocham Cię, jutro będą brzmiały 'nienawidzę... Nie ma wieczności na Ziemi, choć czasu jest tak wiele. Jest tak wiele czasu na spełnienie, ale tak szybko go bezcześcimy. Muszę zacząć działać naprawdę.
Co mam zrobić? Czuję się tu bezsilna, bo żaden plan nie może okazać się panaceum. Zawsze coś będzie nie tak. Chyba trzeba jeszcze trochę poczekać, ale ciągłe odkładanie priotytetów na później nie pomoże ani nie załatwi sprawy. Jeszcze więcej niewinnych kropelek będzie musiało upaść i uparcie przypominać... Lubię deszcz.

Ta godzina to godzina oczyszczenia. Dzięki niej czuję się prawdziwie wolna. Ona dała mi wiarę i siłę. Może to bez sensu, może to szczyt hipokryzji, ale nie jestem już pewna, czy szukam tego, co jeszcze kilka linijek wcześniej. Ta sama sceneria, ta sama melodia, ten sam zapach, te same uczucia, ale... pozbawione kurtyny (?). Widzę błękit, Ty wzburzone niebo. Jak mam to rozumieć? Czy można tak tęsknić? To nie do wyobrażenia żadną ludzką miarą. Chusteczki vintage i kilka plastrów w kreskówkowe stworki - można ruszać w świat. Tylko, że ja...



Chciałabym, żebyś to Ty powiedział mi: `nie zasypiaj.
Chciałabym pocałować deszcz.