poniedziałek, 27 stycznia 2014

Mosty i z nich skakanie

Mogłabym skoczyć z mostu i nie umiem tego uzasadnić, tak czuję. Nie, to żaden masochizm, nic z werterowskiej rozpaczy i chęci heroicznego uśmiercenia własnego jestestwa. Nic z tych rzeczy. Chciałabym skoczyć, ale tak odwracalnie, jednorazowo i bez większych konsekwencji. Jedynie, by poczuć wiatr we włosach (i nie tylko), poczuć dreszczyk gdzieś w środku stopy, poczuć odmienność sytuacji. Ta ostatnioczasowa monotonia mnie zabija i nie hiperbolizuję ani ciut-ciut. Po prostu kręcą mnie niespodzianki, spontaniczne akcje, reakcje i wszystkie nagłe zwroty, obroty, i to, o czym nie wiem. Chcę zacząć grać vabank i wirować! Kurczaczki. I tutaj jednak zastanowiłabym się sama dla siebie jeszcze chociaż z trzy razy, bo mam pewne wątpliwości, a mianowicie: wirowanie jest dla mnie zbyt dobre. I nie neguję swojej osobistycznej wartości, broń Panie Boże. Po prostu czasem aspiruję mimo wszystko zbyt przestwornie, niedosięgalnie i nienamacalnie, a to nie wróży pomyślnie. Nota bene - nie chodzi o chęć posiadania wszystkiego bądź nawet drogocennego w kwestiach finansów. Ociera się lekko o kongenialną uczuciowość. Nie jestem pewna, czy dobrze to określam, to dla mnie zbyt świeże i niewczorajsze, by wysilić narratora trzecioosobowego wszechwiedzącego w sobie. On dziś nie istnieje, zgubił go nadmierny wręcz subiektywizm, zgubny wręcz. Jestem zbyt percepcyjna i osobista. Nieprawdaż? Za dużo tu analityki i syntetyki jednocześnie! Ten upór w staraniu się nie uleganiu presji, innych sugestii wygrał, bo tak miało być. Zaraz, miało być przecież o wirowaniu! Może powiem od początku choć to będzie jakby przeciągnięte i nużące po pas, a więc - pierwszy raz był dawno, dawno, dawno temu, że nawet nie pamiętam, w której dokładnie dekadzie. Prawdę powiedziawszy nawet nie wiem o czym mówię więc zaktualizujmy i uznajmy, że to było całkiem niedawno (chociaż z punktu widzenia teorii niepierwszorazowo), ale bezbłędnie, jakże obłędnie! Wywarło to na mnie taaakie wrażenie, że do dziś widzę fireworks przed oczyma zielonymi (takie mam!). I nie takie zwykłe sylwestrowe - odpałowe, takie słodko świecące, takie z gracją się poruszające, takie... takie ładne! O! Cud, miód, malińcia i szał ciał, wszystko na raz. Istna kumulacja wszechpiękna wycelowanego w moje gabaryty dość nieskromne. I cieszyłam się jak głupia jakaś chociaż nie dałam po sobie poznać, bo wtedy jeszcze się bałam. Teraz chcę skakać i się nie boję.
Bez kropki nad i & Stedowanie part3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz