sobota, 4 stycznia 2014

Kiedyś wszystko zwiędnie

Kwiaty już zwiędły. Nic nie powiesz? Nie będę robić scen, to nie ma sensu (a może powinnam to właśnie zrobić?). Nie wiem, sama nie wiem. O tej porze nie lubię wielkich przestrzeni, gubię się. Te dźwięki... Słyszę je tak wyraźnie jak wtedy w opuszczonym parku, pamiętasz? Było tak ciepło, chociaż listopadowe wieczory za takie nie uchodzą. Księżyc opromienił to, co niewidoczne i wtedy nie bałam się, naprawdę (byłam dzielna, nie możesz zaprzeczyć), ale on też w końcu zwiądł i nawet okruszka nie zostawił, bezczelny! Ten świt... On był straszny! Ja nie wiem jak to się stało, nie tak miało być przecież, zasłony to marna zasłona przed światem, teraz wiem, ale wtedy chciałam więcej. Dziś? Nie powiem Ci prawdy, przemilczę ten wątek, nie sądzę, byś chciał go znać. Wracając do meritum - to wtedy, tak - wtedy potknęłam się o te róże kolejny raz! One wyschły, zwiędły i nawet zaznajomiły z babinoletnim kurzem, a ja na nie wpadłam. Tylko kto tu wyszedł ogromną ręką, ha?! Jak zwykle...


_________________________________________________________________________________
Herbaciane róże sączą martwy blask.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz