wtorek, 30 kwietnia 2013

Światłośćnie



 Delikatny wiatr głaszcze po policzku
Ale ja tego nie czuję
I kiedy robię krok w tył to widzę
Widzę więcej i nawet to
Co nigdy się nie wydarzyło

Motyl przynosi na swych skrzydłach
Zemdloną nadzieję
Czuję bardzo czuję że delikatny wiatr
Ten pyłek zwieje

Zamarzam od tego ciepła
Płynę przez pustynię
Do-mi-ne!

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Lżej pod stopami...!

Wszystko się zmienia szybciej niż rozwój bakterii z rodziny Enterobacteriaceae na pożywce Endo. Wszystko obraca się szybciej niż skrzydła wiatraków typu „holender”. Wszystko, co miało być niezniszczalne jak Titanic, poniosło równorzędną klęskę. I chyba cieszę się z tej niestałości rzeczy martwych i tych mniej martwych. Dzięki temu znowu widzę słońce pośród bladobłękitnych chmur i jestem w stanie odwzajemnić jego nieskromny uśmiech! Nie nadążam za sobą, nie jestem w stanie dotrzymać kroku własnym krokom, ale nie chcę zwalniać! Jest mi dobrze z tym tak jak jest! Choć nadal wielu rzeczy nie rozumiem i nie mogę się ich pozbyć, to jakoś tak lżej… (?) Nie wiem, co będzie jutro... ale po co mi ta wiedza?!


  Zostało tylko kilka spraw, których nie rozumiem:

      1)      Nie rozumiem naszej relacji, tej sinusoidalnej zmiennej naszych emocji względem siebie, kiedy mówimy sobie definitywne „Żegnaj na zawsze.” tylko po to, by kilka dni później o niczym nie pamiętać i mieć gdzieś wszystko to, co było złe i jakoś nie tak. Znowu uzmysławiam sobie, że w jakiś sposób jesteś dla mnie ważny. Nie wiem dlaczego, ale potrafisz sprawić, że rzucam piorunami w cały świat albo jak idiotka uśmiecham się do ekranu. Chciałabym powiedzieć, że tego nie lubię, ale najbardziej nie lubię kłamać…

      2)      Nie rozumiem jak tlen w ciągu kilku chwil może przekształcić się w związek duszący, trujący, zabójczy, choć chemia nie jest mi znowu taka obca. Nie wiem dlaczego moje serce wariuje na Twój widok i na jego brak. Nie wiem, co w Tobie widzę, bo na pewno nie tylko idealne opakowanie – to by mi się szybko znudziło, a ten dziwny stan trwa i trwa… Ale tak jakby trochę się skończył. Nie umiem płakać, nie umiem myśleć, że tęsknię. Teraz będzie tak, jakby Cię nigdy nie było i to po części prawda. Nigdy nie przekonałam się jakby to było, gdybyś był… 
   
      3)      Nie rozumiem jak to możliwe, że w oku znajduje się 125 mln receptorów przetwarzających impulsy z otoczenia! No bo jak? Moja wybujała wyobraźnia przesyła mi obrazy rodem z cosmosu, ale tego nie umiem sobie w żaden sposób zwizualizować. Może jednak to dobrze, że moja umiejętność imaginacji ma jakieś hamulce… W każdym bądź razie po raz kolejny upewniam się w tym, że to JA (człowiek!) jestem największym cudem tego świata!

niedziela, 28 kwietnia 2013

Meta przez fory



Żółta poziomka pędząca po nieboskłonie szybciej niż dźwięk światła i szpilka z ciemną główką wbita gdzieś w kość ciemieniową. Granatowa poduszka utkana z pajęczej sieci i rażąco beżowa matowość cieniutkiej krechy. Na domiar złego kilka tętniących obrazów kalejdoskopu zdarzeń zapisanych na niezniszczalnej tablicy permanentnym tuszem myśli. Jak przekreślić nicość? Jak uwolnić się od bez-więzów? Jak pokonać brak przeszkód? Jak?!

sobota, 13 kwietnia 2013

Ciążąca hipoteka szczęścia



Coraz dobitniej uzmysławiam sobie, że miejsce, które nazywam domem, jest nim tylko z nazwy. Jest, bo jest. Jest, bo innego nie mam, bo nie mam innego miejsca, gdzie mogłabym zawsze wrócić i nikt by się temu nie dziwił. Tu spędziłam ponad 15 lat mojego życia i to właśnie tu ciągle wracam. W sumie to nawet nie wiem dlaczego… Bo muszę? Z sentymentu? Bo chcę? Bo tego potrzebuję? Bo tęsknię? Pewnie wszystko składa się na właściwą odpowiedź, ale ostatnio coraz bardziej czuję, że to nie to. Nie jest to kwestia znudzenia, znużenia czy nieprzezwyciężona chęć postępu tylko coś z goła odmiennego. Coś, co nieustannie doskwiera, bo mimo tego, że posiadam owy dom, to z każdym dniem czuję, jakby był coraz mniej mój, że mnie jest w nim coraz mniej, że nie znajduję w nim tego, czego potrzebuję. Moje serce chce zmierzać w innym kierunku, ale nie może się ruszyć, nie może znaleźć siły, która napędziłaby jego bieg. Jakoś tak trudno znieść myśl, że nie ma się swojego kąta w tym ogromnym wszechświecie, gdzie znalazłoby się bezpieczeństwo, ciepło, spokój i ukojenie po dniu pełnym wielu dobrych chwil i równie wielu rozczarowań. To dziwne, kiedy czuję się obco pośród ścian, które znam od dziecka, które zdawały się niegdyś niezniszczalne jak baśniowe zamki, a ja byłam wtedy księżniczką, która w kryształowych pantofelkach i rozwianych włosach, przechadzała się każdego dnia z takim samym zachwytem malującym się w rozmarzonych oczach. Ale teraz mnie tu nie ma. Choć moja materialna część zdaje się tu tkwić, to cała reszta jest gdzie indziej, daleko i nie chce wracać. Wiem, że nie umiem być tu szczęśliwa. A czy człowiekowi potrzeba czegoś innego? Nie. Szczęście to wszystko. Tak banalne w swej definicji, tak skomplikowane w swej złożoności, tak trudne do zdobycia. Dziś czuję, że pełnię szczęścia zdobędę dopiero wtedy, gdy zbuduję swój dom oparty na miłości fundamencie. Nie chcę planować nic więcej, nie chcę chcieć niczego ponad to, bo to wystarczająco wymagające i trudne do osiągnięcia, a wiadomo, że bez solidnego fundamentu nie ma mowy o solidnej konstrukcji pozostałych elementów i nie trzeba być architektem, żeby mieć tego pełną świadomość. Zaczynam przekopywać się przez sterty minionych klęsk, złości, upadków, by odgruzować miejsce na przyszłe fundamenty i ogrzewające ognisko. Czy uda mi się je rozpalić? Czy będzie mi to dane? Chyba lepiej nie znać przyszłości, bo ze świadomością, iż tlący się płomyk nadziei nie wyda plonu, nawet nie pomyślałabym o tak niepewnej inwestycji. Teraz pertraktując z urzędnikami, czekam na balansowanie z obciążeniem hipotetycznym na barkach wraz z wciąż nieznanym mi konstruktorem, który gotowy będzie rozpocząć budowę życia.

fund



Krok mało-maleńki
Kosztowny, cenny
Choć lecą tu
Tanie reprymendy
Ile razy jeszcze
Odrzucić siebie
W przestrzeń
Nie chcę
Nigdy więcej
Nie chcę
Ufam i wątpię
Tylko powiedz
Mi
Powiedz!