sobota, 3 sierpnia 2013

Wczoraj, dziś... jutro (?)

Czasem przychodzi taki dzień, kiedy trzeba złożyć broń u stóp i się poddać. Czasem po prostu nie da się iść prosto z dumnie uniesioną głową i bijącą z oczu pewnością. Czasem trzeba się poddać i ujawnić swoją bezbronność... Tak bardzo tego nie lubię, tak bardzo nie lubię momentu, kiedy ogarnia mnie bezsilność i zwątpienie, zwątpienie bezkresne i wszechwładne. Nigdy nie chciałam zgodzić się z tym wyświechtanym stwierdzeniem, że im wyżej wzlatujemy, tym niżej później upadamy, ale najwidoczniej los chciał, żebym mogła się o tym przekonać osobiście. Najgorsze jest to, że nie umiem sobie z tym poradzić, nie umiem tego rozwiązać, boję się rozwiązania. Boję się prawdy, bo jeśli jest urzeczywistnieniem moich najgorszych koszmarów? Dziś nie wyobrażam sobie, że moje życie mogłoby wyglądać inaczej. Nie chcę zmian. Nie potrzebuję ich. Chciałabym tak najzwyczajniej w świecie być szczęśliwą na co dzień. Bez wahań, wątpliwości, ciągłego zastanawiania  i doszukiwania się przysłowiowej dziury w całym. Chciałabym czuć tak, jak niespełna miesiąc temu, kiedy cieszyło mnie wszystko, bo byłam pewna, że to ma sens. Słodka beztroska i bezwarunkowy uśmiech na każdym kroku to to, za czym tęsknię najbardziej. Przez pewien czas wmawiałam sobie, że to ja jestem problemem, że to, co złe jest we mnie i muszę się tego pozbyć, żeby w końcu było dobrze. Nic z tego nie wynikło, problem został, tylko ja byłam coraz bardziej nieszczera wobec siebie, po prostu nieszczęśliwa. Teraz silę się na szczerość, która też nie przynosi niczego dobrego. Co z tego, że mówię, krzyczę całą sobą, kiedy nikogo i tak to nie obchodzi? Nie przywykłam do proszenia kogokolwiek o cokolwiek, a już na pewno nie o zainteresowanie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam się tak nieważna, niepotrzebna. Jak stary mebel, który jest, bo jest, gdyby go nie było, niczego by to nie zmieniło, może nawet byłoby lepiej, kto wie? Już dawno nie czułam się tak opuszczona na środku zburzonego oceanu, na dodatek w przeciekającym statku! Cała załoga odeszła, nawet kapitan, który miał być zawsze, odszedł poza obręb zasięgu moich myśli. I co mam zrobić, co? Tonę! Uratujesz? Proszę...

14 komentarzy:

  1. Jeżeli problem istnieje, ale nie jest, jak wcześniej przypuszczaliśmy w nas to gdzie szukać jego początku? Pamiętaj, że stary zakurzony mebel może okazać się antykiem, wartym o wiele więcej niż ten, który jest nowy. Nie chodzi tu o wartość materialną, tylko o wspomnienia i historię, ukrywające się gdzieś w głębi duszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziś myślę, że problem wynikł z nagromadzenia się zbyt wielu zaniedbań, niedomówień, może zbyt małej troski o to, co najważniejsze. Ludzkie relacje są bardzo zawiłe i nawet w tej zawiłości nie chciałabym nigdy być traktowana jak mebel, nawet niezwykle wartościowy antyk. Jestem pełna woli walki o spełnienie, o banalne osiągnięcie szczęścia, nie chcę być przestawiana z kąta w kąt albo uznana za niezrozumiały okaz do podziwiana w muzealnej witrynie. Chcę tworzyć, zdobywać, wzbogacać swoje wnętrze, bo także uważam, że to, co najcenniejsze jest ukryte w głębi duszy. Nie chcę żyć wspomnieniami. Chcę stworzyć swoją własną, niepowtarzalną historię, która pozwoli mi za kilkadziesiąt lat stwierdzić, że żyłam tak, jak tego pragnęłam.
    Wiadomo, że to człowiek człowiekowi najbardziej potrzebny jest do szczęścia, a czyichś emocji i zachowań nie mogę zdobyć raz na zawsze, nie mogę zawładnąć kimś, dzielić się szczęściem i przez to wzbogacać siebie, jeśli ta druga osoba tego nie chce, nie wykazuje najmniejszych chęci, przecież `sama to nigdy `razem...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie żyj wspomnieniami, ale też nie planuj przyszłości, żeby się nie zawieść. Chcesz, żeby Ci się udało - to bardzo dobrze. Musisz do tego dążyć za wszelką cenę i nie odkładać niczego na potem. Wierzę, że potrafisz oraz mam nadzieję, że nie będziesz czuła się jak mebel, nawet antyk tylko jako coś co jest niezbędne dla osoby, a może nawet i osób, które dla Ciebie będą wszystkim. Ale po co mam dawać Ci rady? Wiesz, że wierzę w Ciebie, więc po prostu idź i bądź szczęśliwa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie wczoraj nie jest wspomnieniem, to we mnie nadal żyje i jest wszystkim. Nie lubię planować, nie chcę wiedzieć, co będzie jutro, a co mówić za miesiąc czy kilka lat. Nie zawsze wszystko jest kolorowe, czasem życie staje się koszmarem i wtedy nie wierzy się już w nic. Trzeba przez to przebrnąć, zapomnieć o tych, którzy nie pamiętają o mnie i spróbować na nowo być szczęśliwą...

    OdpowiedzUsuń
  5. "Bierz co się da nie dając nic w zamian"

    OdpowiedzUsuń
  6. I to ma dać szczęście?

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeżeli pozbędziesz się altruizmu i filantropii to myślę, że tak.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem czy takie pozytywne cechy mogę sobie przypisywać, ale jeśli chociaż w najmniejszym stopniu `tak, to jak pozbyć się części siebie, części swojego jestestwa?

    OdpowiedzUsuń
  9. Niekoniecznie. Może pozbycie się jakiś cech, które wydaje się nam, że nas charakteryzują pozwala odkryć to kim naprawdę jesteśmy. Może nasze Ja jest ukryte pod powłoką, którą określa narzucony w pewien sposób kanon zachowań? Mam na myśli np. wpojone przez rodziców, nauczycieli czy religię normy moralne. Czy stosujemy się do nich, bo uważamy je za słuszne czy że tak po prostu wypada?

    OdpowiedzUsuń
  10. `Moje życie to wybory świadome i nieskrępowane namiętności... Ja jestem sobie drogą, sterem i okrętem. Wiem, że moje życie w moich rękach i że to ja jestem kowalem własnego losu. Nie neguję pradawnych morałów ani prawideł, ale zawsze ulegają one subiektywizacji. Wszystko, co jest we mnie - jest mną, to efekt ciągłej pracy. Ideałem nigdy nie będę, ale to kim jestem ma prowadzić do bycia jak najlepszą mną dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Przepis na szczęście? Rób to co będzie zgodne z Twoimi odczuciami. A inni i ich obojętność wobec Ciebie? Oddawaj to co dostajesz z nawiązką i jeżeli będzie trzeba to zapomnij.

    OdpowiedzUsuń
  12. Przepisu na szczęście nie ma, bo każdego dnia może ono przybierać inną formę, ale dzisiejszy zdobyłam! Tak, jestem szczęśliwa.

    OdpowiedzUsuń
  13. Nawet nie wiesz jak się cieszę.

    OdpowiedzUsuń