Tego dnia najzwyczajniej w swiecie była zrozpaczona. Kolejny raz poczuła jak to jest, gdy zawodzi człowiek, ale nie chciała się nad tym dłużej zastanawiać. Jej wzrok przykuły dojrzewające w słońcu wiśnie. Ich idylliczny urok przenikał przez każdą najmniejszą gałązkę, przez każdy delikatny listek lekko unoszący się na muskającym go wietrze, a przede wszystkim czar natury obecny był w tych pysznych owocach, które emanowały czyms jeszcze bardziej niezwykłym. Rozpiętosć odcieni, w których się prezentowały owe owoce, była ogromna. Niektóre, niemalże burgundowe, błagały ludzkie ręce, by uwolniły je od spiekoty, lejącego się z nieba żaru i nieznosnego już dotyku słońca. Z kolei te niedojrzałe - zielone, zdawały się uśmiechać w stronę niebiańskiego epicentrum, by hojniej dzieliło się z nimi swym ciepłem. Oba marzenia mogły zostać spełnione przez Matkę Naturę, równie dobrze zaprzepaszczone w ciągu kilku milisekund.
Kiedy tak patrzyła na wisnie, to z czasem nabierały dla niej innego wymiaru, inaczej postrzegała te pospolite owoce i to, co obecne było dookoła niej. Pomyślała, że ludzie są tylko odbiciem przyrody, zniewolonym mechanizmem działającym w trybach maszyny-natury. Nawet tak niepozorne wisnie odzwierciedlają ludzi, może ich perypetie są nawet ciekawsze? Tak wiele w nich bólu i krzyku, tak wiele w nich beztroski i radosci - wszystko razem, świat brnie współliniowo w jednym kierunku, a mimo wszystko nadal osobno...
For`TzW
Ty dobrze wiesz, Ty dobrze wiesz co ja tu napiszę :* Dziękuję, że stworzyłaś ten tekst i, że tak trafiłaś w sedno! :P :*
OdpowiedzUsuńWystarczą dobre inspiracje ;*
Usuń