Iść, iść, iść do przodu, pod górę – z góry, pod prąd – z nurtem
ludzkiej rzeki, z odwagą patrzeć przed siebie i z odwagą kroczyć każdą nową
drogą. Wiedzieć, że najważniejsze to mieć co jeść, mieć zdrowie, mieć wiarę,
mieć siłę… I nie ustawać w ciągłym `keep on trying, i podnosić się po każdym
upadku, choć było ich aż tyle. Może czasem ma się już wszystkiego dość, bo
życie nie jest takie, jakie być powinno, ale to my je budujemy, to my jesteśmy
tu architektami oraz konstruktorami, od których zależy całokształt, a
podwykonawców zatrudniamy sami – więc w czym problem? Dlaczego nie możemy
pozbyć się złości i strachu o jutro? Dlaczego nie jesteśmy w stanie uzdrowić
chorych serc? Przecież jeszcze tak niedawno, będąc dziećmi, postrzegaliśmy
świat z całkowicie odmiennej perspektywy – wszystko było takie łatwe i
paradoksalne. Życie było tak beztroskie jak lot motyla nad budzącą się do życia
roślinnością, problemy polegały na unikaniu konsekwencji naszych figlarnych psot,
a najtrudniejszą sprawą, wręcz nie do opanowania, była nauka zawiązywania butów
na idealną kokardkę. I kiedy wszyscy dookoła wmawiali, że już ani chwili dłużej
nie może być tak cudownie, że musimy dorosnąć - uwierzyliśmy. Zaczęliśmy
budować tunele, przepaście, mosty, labirynty i żadne błagalne `przestań! nie
było w stanie powstrzymać nas w tym dziele autodestrukcji. Pomyśleliśmy: „Przecież
tak być powinno i tak musi być. Jesteśmy starsi, dojrzalsi, czas pożegnać się z
beztroską, dobrocią, czułością, miłością, przyjaźnią i każdą pozytywną
wartością. Teraz będziemy poważni, nieprzystępni, zamknięci w swoich czterech
ścianach. Będziemy nosić wysokie obcasy jak mama albo idealnie zaprasowane na
kancik garnitury jak tata. Będziemy mieć milion obowiązków, sto tysięcy
problemów, zero czasu na przyjemności, uczucia, emocje, rodzinę, modlitwę.
Najważniejsza teraz jest przecież materialna przyszłość. Już nigdy nie będziemy
marzyć o dotknięciu słońca, teraz chcemy prestiżu, jak największej ilości markowych
ciuchów i zer na koncie. Tak wygląda dorosłość.” I uwierzyliśmy tym, którzy
wkładali te bzdury w nasze usta. Teraz, siedząc samotnie w idealnym pokoju z
gorącą kawą z najdroższego ekspresu w idealnie dopasowanej garsonce,
zastanawiasz się co jest `nie tak. I już nie jesteś w stanie przypomnieć sobie
czułego dotyku drugiej osoby, nie wiesz jak smakuje miłość, nie ufasz nawet
Bogu, jedyne pozorne szczęście upatrujesz w pieniądzach i swoim stanowisku. Ale
w końcu nadejdzie ten moment, gdy pierwszy raz dobitnie zauważysz, że
zatraciłeś samego siebie i że ten Twój świat nie jest ani trochę prawdziwy…
A więc teraz: Zbudź się! Powstań! Wygraj okrutny wyścig z
czasem! Bądź sobą, będąc szczęśliwym!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz