sobota, 23 lutego 2013

Książka na "nie" (?!)



Książki to prawdziwy skarb, jak nic innego pobudzają wyobraźnie, kształcą, rozwijają, wpajają pozytywne wartości, etc. Wierzyłam w to przez całe swoje życie… Odkąd nauczyłam się rozróżniać literki, najwięcej radości sprawiało mi składanie ich w słowa, zdania, akapity… Tym sposobem stałam się książkoholiczką, dzień bez książki był dniem straconym. Nie byłam zbyt krytyczna w doborze tytułów – chłonęłam wszystko jak ogromna, nienasycona gąbka, która ze wzrostem 
pochłoniętych znaków, była jeszcze bardziej
 spragniona. Dopóki byłam małą dziewczynką, mogłam sobie na to pozwalać zawsze i wszędzie, tym samym sprawiając radość najbliższym, bo przecież czytanie jest takie korzystne. Później książka zaczęła powoli przegrywać z natłokiem obowiązków, ilością codziennych zajęć, których nie dało się przeskoczyć ani ominąć żadnym sposobem. Początkowo trudno było się z tym pogodzić, tęskniłam za godzinami spędzonymi w innym, często lepszym świecie, gdzie wszystko zdawało się być tak realne i namacalne, że trudno było uwierzyć, że bohaterzy i ich perypetie to tylko misterna konstrukcja wizji autora. Teraz, gdy życie powoli zaczęło mnie doświadczać, stawiając na mej drodze przeszkody, zauważyłam jakże zgubne było to wszystko. Przeczytałam setki książek o idealnej miłości, spełnianiu marzeń, korzystnych zwrotach akcji, powodzeniu, szczęściu, powstawaniu, wierze, dobroci, bezinteresowności i tak bez końca. Jedyne pytanie jakie teraz nasuwa mi się na myśl brzmi: „I po co ci to było?!”. Teraz męcz się, żyjąc swoim upoetyzowanym życiem, w jakże niegramatycznym, zdysharmonizowanym świecie. Czekaj na idealnego mężczyznę-księcia, który uratuje cię z opresji i raz na zawsze odda ci serce. Czekaj na realizację swoich wygórowanych marzeń, które mimo całej swej nierealności, zostaną spełnione. Czekaj na haaappy end, długie i szczęśliwe życie… I stąd wypływa strumień rozgoryczenia, rezygnacji i zwątpienia… Przez tyle lat poiłam się bzdurami, które ktoś za pośrednictwem papieru wlewał do mojego umysłu, serca, a nawet duszy. Jakże brutalna okazała się konfrontacja z rzeczywistością, bo tej mój świat nie był ani trochę prawdziwy, nawet w najmniejszym stopniu nie był relewantny z wszechobecną rzeczywistością skażoną brudem. Mój sceptycyzm nie mógł trwać zbyt długo, bo mimo wszystko jeśli coś/kogoś naprawdę kochasz, to nigdy z tego nie zrezygnujesz. Dziś książka jest tylko sposobem spędzania czasu, bo w roli senseja nijak się nie sprawdza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz