piątek, 29 marca 2013

Człowiek



Coraz bardziej przekonuję się jak bardzo nasze życie zależne jest od innych ludzi. Możemy się łudzić, że to my jesteśmy panami własnego losu, że sami niezależnie podejmujemy decyzje i nikt nie ma na to wpływu. To nieprawda. Tak bardzo potrzebujemy kogoś obok. Tak bardzo bronimy się przed samotnością mimo tego, że niejednokrotnie pokrętnie sami się w nią wpędzamy. Przecież czasem, kiedy odtrącamy wszystkich wkoło, zamykamy się w sobie, odcinamy od całego towarzystwa, to tak naprawdę krzyczymy i wijąc się z bólu na dnie kryształowej butelki po wódce ostatkiem sił wyciągamy zsiniałą rękę po pomocną dłoń, jakąkolwiek – ważne żeby była gotowa pogłaskać po chropowatej, nierównej powierzchni naszej przezroczystej otoczki, dającym tym samym ukojenie.
 Czy potrafilibyśmy być szczęśliwi ze świadomością, że nikt o nas nie myli jako o kimś wartościowym? Zapewniam, że nie potrafilibyśmy nawet żyć ani normalnie funkcjonować. Każdy oddech byłby porównywalny z syberyjską katorgą niewinnych skazańców, a ten potworny ból, który wyciskałby obfite strumienie słonej wody z naszych kanalików łzowych, okazałaby się tak przytłaczający, że wyżłobienie czerwonej bransoletki na wychudłym nadgarstku, wydawałoby się być jedynym wyjściem. Nikt nie potrafi być sam. Nikt nie może być sam. Nikt nie da sobie rady sam. Niestety, albo na szczęście tak skonstruowany jest ten świat, że to człowiek człowiekowi najbardziej potrzebny jest do człowieczeństwa. Owszem, można samemu zbudować dom i w nim mieszkać, ale czy to przyjemne patrzeć jak wiatr każdego dnia rozsypuje ziarna smutku po kątach? Można odbyć podróż dookoła świata, poznać wszystkie tajniki historii i przyrody, ale jeśli nie będzie kogoś, kto pomoże Ci w chwili zwątpienia, to czy da się samemu podnieść ze skamieniałych kolan i wierzyć, że to ma jakikolwiek sens? Nie sądzę.
Coraz częściej wątpię, bo jak w gąszczu różnorakich osobistości odnaleźć bratnią duszę? Jak tego dokonać? Tak łatwo się pomylić, a każda pomyłka kosztuje okrutnie wiele, czasem wydaje się, że zbyt wiele. Kolejne rozczarowanie obciąża nasze barki koszmarnym bagażem, który mozolnie dźwiga się tylko po to, by stał się jeszcze cięższym? Wierzę w to, że cierpienie ma sens, ale czy ma gdzieś swój kres? Moje życie jest dobre. Nie wymarzone. Ani trochę nie podobne do Disney-owskich produkcji. Nie idealne. Jest dobre, choć tak często na nie narzekam, tak często chciałabym więcej i szybciej, ale jakoś tak… Czuję się wtedy jak rozkapryszony bachor, któremu coś znowu nie pasuje. Nie tego chcę. Tak trudno być silnym dla samego siebie. O wiele łatwiej i przyjemniej ofiarować siebie komuś, kto naprawdę tego potrzebuje. O dziwo, wtedy nie ważne są moje zyski czy straty – ważny jest `ten ktoś, komu dając siebie, w zamian oddaje mi lepszą mnie. Tak bardzo potrzebuję kogoś, komu jestem potrzebna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz