niedziela, 24 listopada 2013

Kontur rzeczywistości

To jest tak nieprawdopodobne jak nadchodzący koniec świata, ale nie o apokalipsie tutaj mowa. Obudziłam się po piątej bez budzika, tak jak od jakiegoś czasu już mi się zdarzało. Nie, nie chce mi się wstawać, ale szkoda czasu - wstawaj! Machinalnie wykonane czynności i obudzona pełna gotowość do konfrontacji ze światem. Wyszłam. Spotkałam kilka znajomych twarzy, kilka zapomnianych i coś jeszcze bliżej nieokreślonego pojawiło się przed oczami. Znikło. Powitałam promiennym uśmiechem słońce, tylko ono naprawdę na to zasługiwało. I nie zrobiłam nic, co mogłabym zrobić. Dla siebie. Dopiero, gdy zapadł zmrok on zadzwonił i poszłam z nim do lasu. Las, cisza i ja. Oboje w ciszy jak na miejscu zbrodni. Młode serce miesza w głowie, ale nie aż tak, by nie wiedzieć, że oboje utkwieni jesteśmy w ciszy jak na miejscu zbrodni. A nauka płynie od tych, których boimy się najbardziej, od tych, których nienawidzimy najbardziej. Zostawiona śmierć jest nie do sprzątnięcia, nie do ukrycia, ja na to nie pozwolę. Możesz próbować zapomnieć - nie pozwolę. Jesteś niknący, ale to nowonienarodzone dzieci płacą za Twoje najdziksze sny. Prawda, przecież to tak niewiele.
Szczęście, szczęście, szczęście - kim jesteś i czemu padasz do mych stóp nawet gdy Cię nie chcę? To jak roztłuczony wazon, którego szkoda było wyrzucić, a był tak bezużyteczny jak dziurawa filiżanka. Nie odczepi się. A nadal moja jest prawa strona medalu i kolory, które zmywasz bezbarwną bezużytecznością.
Nie cenię. I jeśli drzewo krwawi to weź kryształowy plaster, a jeśli światło zgasło to zostaw je takim. Nie umiem kolejny raz zrobić tego, co powinnam. Jestem nienormalnie szczęśliwa. Czasem łatwiej byłoby nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz